Dominikana - dzień 6

Kolejny dzień powitał nas piękna pogodą, na szczęście niebo nie było tak bezchmurne jak wczoraj i można było odpocząć od słonecznego żaru. Dziś był/jest też wyjątkowy dzień dla mnie ponieważ mam 38 urodziny 😊. Tosia już od wczoraj szykowała niespodzianki i nie pozwalała mi podglądać co to. Wczoraj poprosiła , żebyśmy poszły do lokalnego sklepiku, kazała mi poinstruować pana sprzedawcę po hiszpańsku że mam jutro urodziny, więc ona wybierze mi prezent niespodziankę, pan ja zapakuję nie pokazując mi co to i później ja ureguluje rachunek. Ile śmiechu wywołało to we wszystkich którzy robili akurat zakupy, kiedy pokrzykiwała co chwilę po angielsku „mummy don’t look”, na tyle im się to podobało, że też zaczęli mnie upominać 😜. Po zapakowaniu prezentu, schowała go głęboko do szuflady ze swojej strony łóżka i kilkukrotnie zaznaczyła, że nie mogę tam zaglądać 😂. Rano tuż po obudzeniu mogłam go rozpakować, Tosia przygotowała dla mnie dodatkowo kartkę urodzinową i tort zrobiony z papieru i powbijanych lizaków zamiast świeczek - poprosiła, żebym wymyśliła życzenie a następnie je zdmuchnęła 😍. Ona wyciągnęła je szybko i schowała do swojej walizeczki biedronki, twierdząc że i tak mi się nie przydadzą a ona je na pewno zje 😜. A co było w prezencie ? Przepiękna tęczowa bransoletka ze słonikiem 😍.

Następnym punktem programu urodzinowego było , śniadanie i plażing, nie potrwał on za długo, gdyż zmęczona słońcem poprosiła o mały odpoczynek i drzemkę w pokoju hotelowym. Myślę, że obu nam to dobrze zrobiło ☺️.

 W międzyczasie stała się ogromna tragedia, zaginął nasz przyjaciel Frogi (raz już zginął i jakimś cudem odnalazł się na Węgrzech, więc mama poprosiła Mikołaja, żeby podrzucił go do Polski saniami 😉). Tym razem pół dnia spędziłyśmy na szukaniu go w każdym miejscu w którym byłyśmy w ciągu dnia wraz z połową obsługi hotelowej. Wszyscy udostępniali sobie zdjęcia żabki na liściu zrobione dzień wcześniej i pokazywali je napotkanym pracownikom i gościom, ale niestety do tej chwili się nie odnalazł 😟.

Wieczorem, jak już moja latorośl poczuła głód i pozwoliło jej to zapomnieć na chwilę o zaginionym przyjacielu udałyśmy się na kolację. Tosia szła mimo wszystko chętnie, ponieważ zarezerwowałam stolik we włoskiej restauracji, liczyła na swoją ulubioną potrawę czyli pesto pasta, miała na nią ochotę już od kilku dni więc nie było innego wyjścia. Oczywiście przed dokonaniem rezerwacji sprawdziłam czy danie znajduje się w menu, żeby nie było 😜. 

Po zjedzeniu kolacji niestety przypomniał się brak przyjaciela, zrobiłyśmy więc jeszcze jedną rundę do hotelowej recepcji i wróciłyśmy z wielkim smutkiem do pokoju. Tosia długo jeszcze przeżywała, że jej przyjaciel kolejny raz ją opuścił (podaruje szczegóły, bo można się domyślić czym u dziecka kończy się spazmatyczny płacz z pełnym brzuszkiem), ale w końcu udało jej się zasnąć. Muszę przyznać, że był to dość emocjonujący dzień, wymagający ode mnie dużych pokładów cierpliwości… Ale się udało i można go zakończyć i udać się na zasłużony odpoczynek. 

Na koniec trochę własnych przemyśleń związanych z dzisiejszą datą. Urodziny to zwykle czas podsumowań i refleksji nad dotychczas spędzonymi latami i ja też na takowe sobie pozwoliłam. Ostatni czas był dla mnie niezwykle trudnym, kiedy wydawało mi się, że mam już wszystko ułożone, dom, rodzinę nagle wszystko obróciło się do góry nogami zaskakując mnie zupełnie i zostawiając bezradną, samotną i przerażoną wobec tego co przyniósł los. Czułam się jak malutka dziewczynka, która nie wie co ma dalej zrobić, jak dalej funkcjonować i jedyne co przychodzi jej do głowy to stać w miejscu i płakać , bo na pewno ktoś ją znajdzie i jej pomoże. I tu muszę powiedzieć, że ze mogłam liczyć na bardzo dużą pomoc z różnych stron, za co jestem dozgonnie wdzięczna. Niejednokrotnie kierowana dumą odmawiałam pomocy, ale po czasie stwierdziłam że jest mi ona potrzebna i schowałam dumę do kieszeni co okazało się konieczne. Jedyne co w tym czasie trzymało mnie w jednym kawałku to była Tosia, która mnie potrzebuje i to właśnie spowodowało, że pozbierałam się i znalazłam w sobie siłę.

Nie mogę powiedzieć, że te 38 lat było zmarnowanych, że straciłam kawał życia, były one naprawdę wspaniałe i jestem wdzięczna za każdą chwilę dobrą i zła, bo te wszystkie przeżycia uczyniły mnie taką jaką dziś jestem. Nie zawsze doceniałam co mam, nie zdając sobie sprawy, że to może być ulotne i dziś mogę tylko z tego powodu mieć żal do siebie i zapamiętać to jako bolesną lekcję, która na przyszłość uchroni mnie przed podobnymi błędami. Mogę jednak powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że dziś w dniu moich urodzin dziękuję za to wszystko a przede wszystkim dziękuję za to, że mam tak wspaniałą osóbkę obok, kochającą, wrażliwą, która zawsze będzie przy mnie cokolwiek by się nie działo - moją wymarzoną córeczkę Antosię. Stwierdzam też zupełnie szczerze, że jestem szczęśliwa i nie potrzebuje nic więcej do tego szczęścia, a reszta ? Jakoś się na pewno ułoży, ważne tylko żeby doceniać to co tu i teraz ☺️. 





















Komentarze