Dominikana - dzień 7

 Dziś przed ostatni dzień naszego pobytu w tropikalnym raju. Jutro dokładnie o tej porze będziemy siedziały w samolocie w rejsie powrotnym do Polski. Z jednej strony trochę smutno opuszczać to magiczne miejsce a z drugiej chce się już wracać na stare śmieci. Tosia już też jest zmęczona słońcem i słonecznymi kąpielami, więc ciężko dziś było ją namówić na zabawy. Pewnie powodem braku humoru był także brak, przyjaciela - Frogi niestety się nie znalazł, stwierdziłyśmy z Tosia, że tak mu się spodobał lokalny klimat, że wyruszył w kolejną podróż w poszukiwaniu nowych przygód. 

Dzien upłynął nam spokojnie na leżakowaniu i przytulaskach 😁. Drugą jego część, jak już Tosi wróciły siły spędziłyśmy bawiąc się we wzburzonym oceanie oglądając rybki przyciągnięte wrzucanym przez amerykańskich turystów chlebem. Z tego co udało mi się ustalić przy pomocy wujka googla były to palomety. Tosia nurkowała pomiędzy nimi a namokniętym chlebem próbując któraś złapać, ale niestety były za szybkie 😜. 

Późne popołudnie spędziłyśmy na kolorowankach i głaskaniu bajek, kończąc dzień na kolacji. Tosia jak zawsze zasnęła od razu po powrocie z kolacji. Ciekawe, czy jak wrócimy do domu to jej zostanie, czy jednak wróci rytuał długiego usypiania i czytania wielu historii żeby udało się Squiczkowi zasnąć - oby jej już tak zostało, mama będzie miała więcej czasu dla siebie 😉. 

Dziś będzie trochę o kuchni Dominikańskiej. Nie należy ona do najbardziej wyjątkowych względem tego co do tej pory udało mi się w życiu spróbować. Główna jej część stanowi ryż okraszony czerwoną fasolą w sosie i pieczone lub smażone mięso. Można było też spróbować czegoś na kształt naszego gulaszu, także z fasolą z dodatkiem mięsa o kiełbasy chorrizo. Mi najbardziej smakowały dania zaczerpnięte z kuchni meksykańskiej czyli guacamole, tacos z różnymi dodatkami, tortille oraz przepyszne pico de gallo. Coś czuję, że po powrocie przybędzie mi ładnych parę kilogramów 😂. 









Komentarze