Dominikana - powrót i Sylwester

 Nasze dominikańskie wojaże dobiegły niestety końca. To był cudowny czas, przepełniony beztroskimi zabawami i miłością którego obie potrzebowałyśmy. Może jeszcze kiedyś tu wrócimy, co prawda jest jeszcze dużo kierunków świata które chcemy zwiedzić z Tosia i jak to ona stwierdziła, musimy zrobić to szybko zanim „będę babuleńką jeżdżącą na wózku, bo ona nie będzie mnie pchać” 😂 a mówią, że dzieci się rodzi żeby na stare lata miał Ci kto podać szklankę wody.. może wodę poda ale wózka już nie popcha 😜. 

Droga powrotna była dość uciążliwa, jednak wielogodzinne loty, z brakiem możliwości rozłożenia fotela dają się we znaki, zwłaszcza pośladkom 🫣. Tosia też nie zasmakowała w LOTowym gourmet, więc ratowałyśmy brzuszek zapasami które przywiozłyśmy jeszcze z Polski. 

Na Okęciu wylądowałyśmy planowo o 7.30, Tosi udało się przespać parę godzin jednak mama była trochę nieprzytomna. Po szybkim odbiorze bagażu, zapakowałyśmy się do naszej wyścigowej „pierdziocha” i ruszyłyśmy w kierunku Poznania. Trasa była dość wymagająca zwłaszcza dla mnie, gdyż już w samolocie zaczęło coś mnie łamać, jednak mogłam liczyć na wsparcie Tosi, śpiewającej piosenki o opowiadającej wesołe historie w tym o naszych dalszych planach na podróże. 

Po rozpakowaniu bagaży, zrobieniu prania i ogólnych „ogarnięciu” naszego gniazdka, stwierdziłyśmy, że nie możemy spędzać Sylwestra bez małej imprezki, i mama pomimo złego samopoczucia spowodowanego chorobą musiała zakasać rękawy 😁. Co prawda lodówka nie powitała nas dobrobytem produktów, ale można było z tego na szybko wymyślić coś  dobrego. Tosia porozkładała orzeszki i paluszki znalezione w szafkach a mama zrobiła małe kanapeczki ze świeżo upieczonej ciabatki. Nie zabrakło oczywiście deseru - mały słodyczowy potworek wymyślił sobie czekoladowe ciasto, ciężko było je zrobić bez czekolady, ale kakłko Nesquik w ilościach hurtowych uratowało robotę 😜. Tonia na koniec przystroiła całość połamanym jajkiem czekoladowym 😁. 

Wieczór spędziłyśmy na tańcach popijając zimne mleczko - ponieważ była niedziela nie udało nam się zaopatrzyć w wino musujące dziecięce, ale zimne mleko z ciastem czekoladowym okazało się hitem 😁😂. Tonia z uwagi na różnice czasu dość szybko zrobiła się zmęczona i stwierdziła, że kończymy imprezkę. Obudziła się jednak tuż przed północą przez dźwięki petard które ktoś odpalał pod jej oknem i tym samym udało nam się wspólnie powitać Nowy Rok razem oglądając kolorowe rozbłyski fajerwerków na nocnym niebie. 

To był dla nas ciężki rok, rok zmian, dostosowania się do nowej sytuacji i oswojenia z nią. Pewnie jeszcze trochę czasu potrwa zanim przyzwyczaimy się do tego, ale jesteśmy razem i wspieramy się a to najważniejsze. A czego sobie życzyłyśmy ? Kolejnych wspaniałych przygód razem - moich i mojej przylepki (tak siebie ostatnio nazywa 😍). 















 

Komentarze